Program z niewydajnej jeszcze płyty „Alternations” nowego kwartetu saksofonisty Wojciecha Staroniewicza był już wykonywany kilka miesięcy temu na koncercie w klubie Winda w Gdańsku, więc sopocki występ tego zespołu można polecać w ciemno. Zresztą, jeśli byliście wtedy w Windzie, albo wybierzecie się na koncert w Zielonym Dworze, zgodzicie się pewnie z opinią, że „Alternations” można już teraz nazwać jedną z najbardziej oczekiwanych polskich płyt jazzowych tego roku.
Do lidera przykleiła się etykietka „najbardziej melodyjnego polskiego saksofonisty”, która mówi sporo o jego stylu i myśleniu muzycznym, ale niemiłosiernie spłaszczaobraz saksofonisty z Sopotu. Równie dobrze można go nazwać „niespokojnym”, „kreatywnym”, czy „wyrozumowanym”, takie cechy słychać w jego kolejnych projektach, także w tym. Staroniewicz, pozostając w głównym nurcie jazzu, stale zmienia swoją muzykę, a to komplikuje, a to upraszcza, czasem skupia się rzeczywiście na melodii, by innym razem zaskoczyć odważnymi pomysłami harmonicznymi czy niezwykłą rytmiką.
„Alternations” sam określa jako próbę transowego grania, ale utrzymanego w formalnych ryzach. Zgoda, muzyka jest solidnie skomponowana i dopracowana, ale znalazło się w niej zdumiewająco dużo przestrzeni dla „odlotu” dla instrumentalistów. Ten zespół składa się z indywidualności – oprócz Staroniewicza mamy w nim pianistę Sławka Jaskułke, kontrabasistę Michała Barańskiego i perkusistę Huberta Zemlera, ale liderowi udało się znaleźć złoty środek pomiędzy bandem czterech solistów a zintegrowanym organizmem, który brzmi, jak jeden muzyk grający na kilku instrumentach. Tutaj indywidualiści grają zgodnie do jednej bramki, a każdy z nich błyszczy po swojemu. Staroniewicz, który niedawno przekroczył pięćdziesiątkę, potrafi współpracować z muzykami młodszymi o pokolenie – kieruje nimi nie tłamsząc i dzięki temu dostajemy muzyką nie dość że dobrą, to jeszcze graną z niekłamanym zaangażowaniem i przyjemnością.
Tomasz Rozwadowski - Dziennik Bałtycki, 06.06.2008 r.